sobota, 24 marca 2012

Podejmuj SWOJE decyzje

10

 

Jak często podejmujesz decyzje?

Nie, nie.

Jak często PODEJMUJESZ decyzje?

Nie pytałem o to, jak często podejmują je za Ciebie inni. Dzisiaj nie o tym.

Zastanów się.

Ile z decyzji, które podejmujesz jest Twoich?

Ilu wyborów dokonujesz w pełni świadomie, biorąc za nie całkowitą odpowiedzialność? Ile jest CIEBIE w Twoich krokach, przedsięwzięciach i planach?

Jak często stając przed poważnym dylematem uciekasz do swoich znajomych, przyjaciół, partnerów -nie dlatego, że ufasz ich wiedzy i doświadczeniu, nie dlatego, że chcesz prawdziwie poznać ich opinię, ale raczej dlatego, że boisz się odpowiedzialności.

Odpowiedzialności za własne życie i za wszystkie dokonywane w nim wybory.

O ile łatwiej jest oprzeć się na czyjejś radzie, o ile łatwiej jest później zrzucić na kogoś winę, o ile lepiej się czujemy gdy możemy uznać, że to przecież był czyjś głupi, kretyński pomysł - a nie nasz.

O ile mniej się rozwijamy gdy pozwalamy innym decydować i wybierać za nas, nasze życie.

Absolutnie nie chodzi o to by zamknąć swój umysł na krytykę, feedback i zdanie otoczenia. Istotne jest natomiast by z pełną uważnością i otwartością wysłuchać tego co ma do powiedzenia nasz przyjaciel, przyjaciółka, partner, partnerka, rodzic, mentor czy ktokolwiek, kogo pytamy o radę.

A następnie wsłuchać się w głos własnego serca, w nasze wnętrze i zadecydować tak jak czujemy i tak jak myślimy. Zagłębiając się w naszej własnej, indywidualnej mądrości. Uwzględniając rady, perspektywy, wartości i doświadczenie innych.

Jednak zawsze decydując samemu.

Jeżeli zwyciężymy i podejmiemy właściwy wybór - to MY zwyciężamy.

A nie nasza dziewczyna czy nasz kumpel. Bo to była w pełni nasza decyzja.

Jeżeli polegniemy i podejmiemy „nieodpowiedni, niewłaściwy wybór” - to my przegrywamy.

Nie możemy nikogo o to winić. Bierzemy na siebie absolutną i pełną odpowiedzialność za nasze działania. Za nasze decyzje. I dzięki temu wzrastamy. Z każdym zwycięstwem i upadkiem.

Uczymy się swoich granic, krawędzi, kompetencji i stref komfortu. Uczymy się naszych blokad. Wiemy nad czym możemy pracować, co możemy w sobie rozwijać, udoskonalać, oczyszczać.

Jeżeli będziemy żyli decyzjami innych to nawet w przypadku gdyby zawsze były one słuszne, osiągamy zewnętrzne sukcesy i korzyści ale wewnętrznie nie wzrastamy. Dopiero doświadczając własnych niesłusznych decyzji testujemy nasze możliwości.

Z każdą porażką i każdym bólem przegranej dowiadujemy się o sobie tyle samo co w sytuacjach gdy wygrywamy. A czasem nawet więcej.

Na pewnym etapie przestajemy odnosić zwycięstwa i porażki i zaczynamy wszystko traktować jako przydatne, potrzebne i pouczające. Jako DOŚWIADCZENIE.


Jak już wspomniałem nie chodzi o to by nie pytać o radę, by zamknąć się na feedback.

Rozmowa z kumplem może Ci na prawdę wiele wyjaśnić. To niesamowicie wartościowe gdy Twój bliski przyjaciel TESTUJE Twój dylemat. Gdy rzuca mu wyzwanie. Kiedy zastanawiasz się nad czymś co trzyma Cię w miejscu i nie pozwala Ci się rozwijać, dobrze jest pogadać z bliskimi ludźmi, którzy rześko i świadomie spojrzą na sprawę. I ją przetestują.

Sytuacja 1

- Stary, chcę wyjechać sobie na rok i podróżować po świecie. Wiesz poznać nowe miejsca, poznać nowych ludzi, doświadczyć nowych, ciekawych rzeczy. Ach, jakby było wspaniale. No ale z drugiej strony ta praca. Jest nawet spoko, nie chciałbym jej zostawiać.

- Gadasz o tym już od roku. Albo ogarnij się, zorganizuj sobie jak najszybciej wyjazd i w tym miesiącu pożegnaj się ze swoją posadą, albo daj już spokój z tym tematem i przestań mi co tydzień o tym jęczeć i stękać.

- Nie no kurde, nie zrobię tak. Wyjazd to fajna sprawa i super byłoby sobie popodróżować, ale nie zostawię swojej pracy bo czuje się w niej dobrze, realizuje się i zapewnia mi bezpieczeństwo. Jest ok.

Sytuacja 2

- Stary, chcę wyjechać sobie na rok i podróżować po świecie. Wiesz poznać nowe miejsca, poznać nowych ludzi, doświadczyć nowych, ciekawych rzeczy. Ach, jakby było wspaniale. No ale z drugiej strony ta praca. Jest nawet spoko, nie chciałbym jej zostawiać.

- Gadasz o tym już od roku. Albo ogarnij się, zorganizuj sobie jak najszybciej wyjazd i w tym miesiącu pożegnaj się ze swoja posada, albo daj już spokój z tym tematem i przestań mi co tydzień o tym jęczeć i stękać.

- No właśnie. Czas podjąć decyzję. Mam ochotę to zrobić i zrobię to bo tylko tracę tygodnie na zastanawianiu się czy jechać, czy nie jechać. Na prawdę tego chcę. Jutro zaczynam organizować wyjazd.

W obu powyższych przykładach dylemat był identyczny. W obu odpowiedź kumpla była taka sama.

W obu również wyszło na wierzch to co nasz decydent naprawdę ceni i czuje.

Oczywiście można by przepracować takie kwestie jak:
- czy na pewno tego chce?
- skąd wie, że tego chce?
- czy to jego marzenie, czy też zewnętrzny „program”?
- jak to połączyć?
- etc.

Ale na litość boską.

Spotykasz się z przyjacielem a nie z coachem. Przyjacielska prowokacja pozwala Ci zrozumieć co jest dla Ciebie ważne, czy podejmiesz krok w celu zrealizowania swojego marzenia, czy też nie jest ono dla Ciebie na tyle istotne i wartościowe, żeby podjąć wyzwanie i powalczyć o jego spełnienie.

Idąc dalej, pracując prowokatywnie, sytuację pierwszą kontynuowałbym następująco:

- No dokładnie. Nie ma co realizować marzeń skoro ciepło w tyłek, jest jedzonko, jest gdzie spać, jest okej. Zawsze możesz pooglądać sobie fotki na necie i poczytać relacje z tripów na blogach - to prawie to samo :)


Oczywiście wszystko na energii życzliwego przekomarzania się, droczenia, lekkiej arogancji ale połączonej z poczuciem humoru. Takie podejście ma za zadanie ciągłe testowanie drugiej osoby by ona sama mogła wyklarować swoją wizję tego, co na prawdę jest dla niej ważne, a co jest tylko zewnętrznym programem.

Ale podejście prowokatywne w pracy z ludźmi jest tematem na odrębny artykuł. Tematem niesamowicie ciekawym i bardzo obszernym.

Zarówno klasyczne coachingowa rama oparta na pytaniach, z założenia nieingerująca, nieinwazyjna i niedyrektywna, jak i podejście prowokatywne mają wielki potencjał wydobywania na powierzchnię ludzkich marzeń, celów i wartości. A ich wyważone połączenie daje niezwykle skuteczny mix.

Idea prowokacyjnej rady jest taka, że nie dostajemy gotowej odpowiedzi na nasze pytanie. Przyjaciel rzuca nam wyzwanie by sprawdzić czy na prawdę pragniemy danej rzeczy, czy chcemy coś osiągnąć, coś zmienić, coś zrobić, czy tak po prostu najzwyczajniej w świecie sobie jęczymy, piszczymy i stękamy by dać upust naszemu wewnętrznemu FIKSEROWI, który od czasu do czasu się aktywuje.

Jeżeli nawet nasz przyjaciel poda nam na talerzu SWOJE rozwiązanie to zakładając, że chcemy się świadomie rozwijać, jedynym co możemy zrobić by decydować autentycznie jest:
A) Uważnie wysłuchać przyjaciela
B) Przyjąć do wiadomości jego perspektywę, podejście, doświadczenie, pomysły
C) Ponownie wszystko rozważyć, wsłuchując się w siebie, opierając się na własnej mądrości
D) Podjąć decyzje biorąc na siebie pełną za nią odpowiedzialność
E1) Cieszyć się zasłużonym zwycięstwem :)
E2) Być wdzięcznym za porażkę, za to jak wiele nas nauczyła, że pokazała nam nasze krawędzie i granice

...

Z) Zrozumieć, że wszystko co się dzieje jest potrzebne. Zaakceptować rzeczywistość. Być wdzięcznym za doświadczenie.


W taoizmie istnieje założenie, że TAO (rzeczywistość, wszystko co jest poza słowami) kieruje przepływem naszego życia, naszego świata. Możemy to zaakceptować i płynąć, korzystając z tego przepływu (wtedy wszystko DZIEJE SIĘ samo z siebie i otwieramy się na bogactwo życia) albo opierać się rzeczywistości i cierpieć tworząc setki mentalnych schematów.

To nie jest tak, że oddanie się przepływowi TAO odbiera Ci wolność. Ty właśnie w tym momencie całkowitą wolność uzyskujesz, bo znikają wszelkie ograniczenia. Zaczynasz działać pod wpływem INSPIRACJI, a nie pod wpływem poczucia wybrakowania. Nie jesteś marionetką nadaktywnego wewnętrznego DEPRESORA i FIKSERA (o tych elementach tożsamości pisałem w artykule: LINK).

A gdy działasz pod wpływem INSPIRACJI, gdy akceptujesz wszystko co się dzieje w Twoim świecie, nagle uzyskujesz dostęp do swojej prawdziwej MISJI. Gdy natomiast uzyskujesz dostęp do swojej prawdziwej MISJI, uzyskujesz również dostęp do swoich wewnętrznych zasobów, kompetencji, poczucia humoru, umiejętności, koncentracji, do pełni swojej osobowości. Uzyskujesz dostęp do SENSU. A to jest piękne :)

Jeżeli cokolwiek wydarzyło się w Twoim świecie, niezależenie od tego czy logiczny umysł oceniłby to jako DOBRE czy też jako ZŁE, to zapamiętaj:

- to po prostu sTAO się ;)

I było potrzebne.

Koncept WUWEI, czyli akceptowania tego co się dzieje i poddawania się rzeczywistości, takiej jaka jest, a nawet odczuwania za nią wdzięczności i radowania się nią w każdym momencie również jest niesamowicie ciekawą ideą, którą rozwinę w jednym z przyszłych artykułów.

***

Decyduj sam.

Nie ma znaczenia czy chcesz poznać jedną kobietę i spędzić z nią resztę życia czy też wolisz poznawać każdego tygodnia, każdego miesiąca nową kobietę i budować z nią krótkie i intensywne związki. (Drogie Panie wstawcie proszę słowo „mężczyznę” w miejsce „kobiety”).

Nie ma znaczenia czy chcesz iść na uniwersytet i studiować sztukę, rozwijać się jako artysta czy też pójść na politechnikę i pracować jako inżynier.

Nie ma znaczenia czy chcesz iść na studia czy od razu rozkręcać swoją firmę.

Nie ma znaczenia czy chcesz rozkręcać swoją firmę czy zostać drwalem i zamieszkać gdzieś w spokojnej wiosce w górach.

Nie ma znaczenia czy chcesz pracować w korporacji czy też mieszkać na plaży na filipinach, opalać się i serfować.


Jedyne co ma znaczenie to to, jakie jest źródło Twoich pragnień. Czy źródłem jest Twoja MISJA? Twoja prawdziwa INSPIRACJA? Czy pragnienie płynie z Ciebie?

Czy też może realizujesz programy swoich znajomych, społeczeństwa, kultury, swoich rodziców?

Czy chcesz mieć jeden związek bo tak jest porządnie wg. norm obyczajowych, kultury i Twoi rodzice uważają, że tak powinno być?

Czy chcesz poznawać co tydzień nowe kobiety bo wg. trendów społecznych to jest męskie a Twoi męscy znajomi będą Cię podziwiali i doceniali?

Czy chcesz pracować w korporacji ponieważ wg systemu tak powinieneś robić żeby zapewnić sobie szczęśliwe życie?

Czy chcesz wyjechać na Filipiny bo jakiś bloger napisał, że musisz być niezależny od społeczeństwa i kultury? Że musisz być wolny i niezależny od lokalizacji? Że „obiektywnie super” jest podróżować?

Czy cały czas wierzysz w „obiektywnie fajne” sposoby realizowania swojego życia?

CZY NA PRAWDĘ TEGO PRAGNIESZ?

Jeżeli ktokolwiek chce żebyś zmienił swoje zdanie - wysłuchaj go uważnie i z otwartością. Przyjmij do wiadomości jego propozycje, doświadczenie, perspektywę i argumentację.

A następnie wsłuchaj się w swoja wewnętrzną mądrość i podejmij swoją decyzje sam - BIORĄC NA SIEBIE 100 PROCENTOWĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ za swoje działanie.

Bo to jest TWOJE ZYCIE.

I tylko wtedy wzrastasz. Gdy decydujesz.

Zawsze w oparciu o swoją wewnętrzną mądrość, zawsze pozostając otwartym i uważnym wobec mądrości innych.


Zapraszam do komentowania.

Co myślisz o nieustannym radzeniu się znajomych przy podejmowaniu ważnych decyzji?

Co myślisz o radzeniu się intymnego partnera?

10 komentarze:

Jakub Królikowsi pisze...

"Commitment" mam często wrażenie jest najsilniejszym narzędziem zmiany. Od niego zaczynają się "jak" a kończą "czy".
Zaczyna się działanie układu kar i nagród, można zacząć brać feedback.

Jako ciekawostka w temacie podejmowania decyzji:
http://www.ted.com/talks/dan_gilbert_asks_why_are_we_happy.html

W kilku relacjach w życiu przyjąłem zasadę, że ze mną się nie rozmawia o problemach, tylko je rozwiązuje. Bardzo użyteczne dla obu stron ;)

Enjoy;]

Rafał Cupiał pisze...

Hej

W pełni zgodzę się z konceptem "zaangażowania" jako jednego z najsilniejszych czynników przemiany.

Dzięki za przypomnienie o wystąpieniu Gilberta, wrzuciłem go kiedyś do zakładek i do dzisiaj tam pozostał :)

"ze mną się nie rozmawia o problemach, tylko je rozwiązuje" - podoba mi się ta rama :)

Ja z założenia działam provokatywnie gdy ktoś w bliższej relacji zaczyna "prezentować" mi swoje problemy. Jest to w moim przypadku najbardziej płynny, naturalny i pozytywny sposób ofiarowania komuś zupełnie odmiennej perspektywy.

Dodatkowo zrzuca na tą osobę całą odpowiedzialność za rozwiązanie blokujących ją kwestii i odkrycie na czym tak na prawdę w danym kontekście jej zależy i co na prawdę chce osiągnąć.

Taka też jest główna idea provokacji :)

Dzięki za komentarz :)

Pozdrawiam!

SteV pisze...

Mnie zastanawia jedna rzecz.

Jeżeli komuś podoba się idea, wizja siebie np w jakimś zawodzie, aktywności, czy wynika to z jego wewnętrznych pragnień (tutaj "misji") czy też być może z bazy obserwacji innych czy to w rzeczywistości czy też na ekranie TV i nimi nie jest..?

Oraz druga rzecz dotyczy właśnie partnera/partnerki. Jeżeli się kogoś prawdziwie kocha (nie jest się razem z innego powodu) to wydaje mi się, że naturalnym tutaj jest pewnego rodzaju dualizm decyzyjny. Nie mówie tutaj o zamienieniu męskich jaj na pantofle.:) Bo każdy powinien mieć swoją osobowość, swoje naturalne pragnienia i nie powinny być tłumione w żaden sposób przez związek. Ale pewnego rodzaju liczenie się z pragnieniami drugiej osoby. Wydaje mi się, że jest to pewnego rodzaju działanie które pozwala bardziej rozkwitać w uczuciu. Jeżeli facet jest zdolny np do zrezygnowania czasem z czegoś co daje mu spełnienie akonto czegoś co dałoby spełnienie jego połówce. Wierze, że tak powinno być.

Takie moje przemyślenia na ten moment. Z chęcią zaraz oglądne sobie też wystąpienie Gilberta.:)

Pozdrawiam serdecznie

Jakub Królikowski pisze...

SteV: ad. 1 pytanie
A co konstytuuje osobę, jeśli nie układ obserwacji? ;)

SteV pisze...

Ale tak jak na układ obserwacji może wpływać opinia innych, czy też ich wizje tak samo na Ciebie może wpływać poprzez filmy pewne idealistyczne przedstawienie różnych spraw, prawda?

Np patetyczne przedstawienie anonimowych bohaterów wojennych, odrzucenie wszystkiego co materialne (into the wild), zamiłowanie do różnego rodzaju sportów itd. Widzisz to i pewnym sensie wizja która powstaje na bazie tego co widziałeś może nie do końca pokrywać się z rzeczywistością. Jest pewnego rodzaju interpretacją reżysera.

Tak więc czy postępowanie wobec tych wizji, Twoich na bazie innych jest rzeczywiście czymś wartym podążania wynikającym z Twojej głębi czy też nie..?

Rafał Cupiał pisze...

Stev

odnosząc się do Twojej pierwszej wypowiedzi.

Rzucę dosyć ogólnie: to już Ty czujesz. Oczywistym jest, że inspirujesz się zewnętrznym światem. Np. Twój wujek jest chirurgiem, ratuje ludzkie życie, inspirujesz się tym i postanawiasz na swój sposób pomagać ludziom. Czy to będzie praca związana z medycyną czy nawet z drugiej strony coaching.

Pytanie jest takie: na ile Twoje marzenie płynie z Ciebie a na ile zostało Ci narzucone, wdrukowane przez zewnętrzny świat: rodzinę, obyczaje, system.

Możesz dosyć prosto to sprawdzić. Moim zdaniem najłatwiej do tego dojść na coachingu przez bardzo umiejętne i skalibrowane zadawanie pytań bądź z drugiej strony odpowiednio przeprowadzoną prowokację.

-skąd wiesz, że tego pragniesz?
-jak byś się czuł gdybyś tego nie osiągnął?
-wg. kogo to jest ważne?
-czyja to wartość?

Ale odnajdywanie korzenia Twoich pragnień to temat na cały odrębny artykuł.

Możesz również skorzystać z MBB i zrobić mapę marzenia (sprawdź arta o mapowaniu związków, wyjaśniłem tam technikę). Dowiesz się dzięki temu ile jest Twojej inspiracji a ile DEPRESORA I FIKSERA w Twoim marzeniu.

Zakładam, że jesteś mężczyzną z energią męską i pociągają Cie kobiety z energią żeńską. Taki najbardziej powszechny układ energetyczny.

W takiej sytuacji zapytaj się sam siebie szczerze: co jest dla mnie ważniejsze? Mój życiowy cel, misja czy też mój związek.

Męska energia bez dostępu do możliwości realizowania swojej misji, gaśnie traci blask, traci obecność i rześkość.

Nigdzie nie napisałem żeby ignorować pragnienia drugiej osoby. Napisałem, że z uwagą wysłuchujesz kobiety, którą kochasz. Dokładnie rozważasz to co powiedziała i co czuje. I w oparciu o to TY podejmujesz decyzję bazując na swojej wewnętrznej głębokiej mądrości.

Wtedy jak coś pójdzie nie tak nie będziesz obwiniał kobiety i się na nią wkurzał, gdy coś pójdzie nie tak poznasz również swoje krawędzie i możliwości na dany moment.

Wzrastasz.

A żeńska energia rozkwita przy tak realizowanej męskiej energii.

Poza tym dla kobiety dużo bardziej atrakcyjne będzie jeżeli będziesz realizował swoją życiową misję a jej poświęcisz np. godzinę pełnej uważności i obecności niż gdybyś rezygnował ze swojego powołania a w zamian za to ofiarował jej niepełną i niejakościową obecność.

Pozdrawiam i dzięki za komentarz :)

Rafał Cupiał pisze...

Kuba

Rozwijając odpowiedź na Twoje pytanie moglibyśmy dyskutować w nieskończoność i nie dojść do konsensusu, tonąc w ogromie definicji i proponowanych elementów konstytutywnych.

Etymologicznie "osoba" z greckiego wywodzi się od słowa "maska". Związana była znaczeniowo jednoznacznie z naszą "tożsamością" jaką kształtujemy by umożliwić sobie kontaktowanie się z innymi ludźmi i poprzez odrębność tworzenie struktur społecznych. W takim kontekście myślę, że wiele osób by zidentyfikowało "osobę" po prostu z projekcją siebie, czy jak niektórzy wolą z "ego".

Tyle, że projekcja JA ulatnia się w pewnym momentach a my cały czas jesteśmy. Właśnie. Jacy MY? :)

Rafał Cupiał pisze...

Stev, zgadzam się z tym co napisałeś w ostatnim komentarzu.

Myślę, że odpowiedziałem na Twoje pytania powyżej :)

Pozdrawiam i dzięki za komentowanie!

Jakub Mikołajczak pisze...

W którym momencie zaczynam żyć życiem innych?

Kiedy używam słowa "powinienem", zamiast "chcę" - tak jest w moim przypadku. Odrywam się wtedy od głosu serca i błądzę krętymi ścieżkami. Coraz częściej jednak potrafię ostatnio "wyłapywać" u siebie te momenty, w których tracę kontakt z własną, wewnętrzną inspiracją, i wracać na swoją ścieżkę.

P.S. Czy pomysł na ten artykuł nie powstał przypadkiem w Twojej głowie podczas jednej z naszych ostatnich rozmów? W każdym razie dzięki jeszcze raz :)

Pozdrawiam
Jakub Mikołajczak

Rafał Cupiał pisze...

Hej Kuba

Inspiracją do artykułu było połączenie naszych ostatnich rozmów z książką, którą mi pożyczyłeś :)

Dawkuję sobie Deidę po troszku i przychodzi do mnie wiele ciekawych refleksji.

Co do słowa "powinienem" to tak jak rozmawialiśmy, to słowo etymologicznie pochodzi od słowa "wina" i na poziomie znaczeniowym najczęściej związane jest z obyczajowością i moralnością. Z zewnętrznymi zasadami społecznymi.

"Powinienem", ale jeżeli tego nie zrobię będę czuł się źle, powstanie dysonans.

"Powinienem."

Wg. kogo? :)

Pozdrawiam i dzięki za komentarz.

Prześlij komentarz

Komentujcie proszę albo zalogowani (Google, TypePad, OpenID, AIM etc.) albo korzystając z opcji Komentarz jako: Nazwa/adres URL.

Możecie wpisać imię (imię, nazwisko, nick) a adres URL pominąć.

 
Design by ThemeShift | Bloggerized by Lasantha - Free Blogger Templates | Best Web Hosting